Plan na dzień 3.
→ Piazzale Michelangelo
→ Palazzo Pitti
→ Ponte Vecchio
→ Piazza della Signoria
→ Piazza del Duomo
→ kopuła katedry Santa Maria del Fiore
Plan na dzisiaj, na szczęście, nie zakładał wczesnej pobudki. Chociaż o wylegiwaniu się też nie mogło być mowy. Rozkład na przedpołudnie był taki: śniadanie w pięknych okolicznościach przyrody, a potem basen.
Podział obowiązków standardowy – Ula się opala, Karola (prawie) pływa, ja pilnuję Karoli. Nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, a zwłaszcza moje dziewczyny 😉
Po części rekreacyjnej ruszamy w miasto 🙂 W pierwotnym zamyśle miał to też być dzień bez samochodu, ale wyszło mi z obliczeń, że czasowo to nijak się nie zepnie.
Tuż po 12:00 ruszamy w kierunku Piazzale Michelangelo, czyli najlepszego punktu widokowego na Florencję. Wiem, że południe to nie jest najlepszy moment na robienie dobrych zdjęć, ale nie udało mi się tego ustawić na inną porę dnia. Co prawda jeszcze po cichu liczę, że podjedziemy tam jutro wieczorem, ale wątpię, żebyśmy w tym upale mieli na to siłę na sam koniec dnia.
Po 20 minutach jesteśmy na miejscu i potwierdza się to, dlaczego chciałem tu przyjechać autobusem – parking jest kompletnie pełny. Tak mnie nie wezmą 😉 Będę robił kółka tak długo, aż coś się zwolni (i nikt wcześniej się nie wepchnie). Na szczęście nie musiałem długo czekać – przy trzecim okrążeniu akurat ktoś wyjeżdżał. Miejsca nie za dużo, ale na nasze Clio wystarczy 🙂 W końcu wyciągam statyw z bagażnika (cobyśmy w końcu wszyscy byli na jakimś zdjęciu) i idziemy podziwiać panoramę.
Widoki cudowne … Panorama Florencji z dominującą kopułą katedry robi niesamowite wrażenie.
Wytrzymujemy pół godziny i mamy dość – upał niemiłosierny, a o cieniu nie ma co tu marzyć.
Wracamy na stare miasto. Tym razem od strony Palazzo Pitti. Auto zostawiamy na Parcheggio Oltrarno tuż przy Piazzale di Porta Romana. Cena 2 EUR/godz. Liczyłem, że może idąc od tej strony, uda się wcześniej wejść do Ogrodów Boboli, ale niestety wszystkie bramy po drodze były tylko dla wychodzących. Spacer do pałacu raczej żmudny – lekko pod górę, nic ciekawego do oglądania, na szczęście cienia pod dostatkiem.
W końcu ukazuje się nam największy pałac we Florencji – Palazzo Pitti. Wrażenie robi zarówno szerokość fasady, jak i rozległy podjazd (zwłaszcza w kontraście do ciasnej zabudowy panującej naokoło).
Zdjęcie poniżej zrobione kilka godzin później (w drodze powrotnej).
Wchodzimy do środka i wybieramy trasę przez Galerię Palatynacką i Apartamenty Królewskie. Wnętrza typowe dla pałaców z tamtej epoki – bogato zdobione, obwieszone stiukami i obrazami. Przyznam jednak, że nie zrobiło na mnie jakiegoś większego wrażenia.
Po prawie godzinie zwiedzania opuszczamy ściany pałacu i wychodzimy na Ogrody Boboli. Uwielbiam przypałacowe ogrody i sporo sobie po nim obiecywałem.
Pierwsze wrażenie to uderzenie gorąca 😦 Staramy się tym nie zrażać. Podziwiamy amfiteatr z egipskim obeliskiem pośrodku. Dalej idziemy pod górę do fontanny Neptuna. Potem znów w górę pod Statuę Obfitości.
Stąd powinniśmy ruszyć w dół, do części ogrodu rozciągającej się aż do Porta Romana, ale poddajemy się 😦 Pokonują nas prażące słońce oraz świadomość tego, że kierunek naszego dalszego zwiedzania jest dokładnie odwrotny. Przyznam też, że to co było w zasięgu wzroku nie powalało na kolana.
Krótki odpoczynek w cieniu pałacowych murów, kawałek pizzy kupiony w jakimś okienku i ruszamy w kierunku Ponte Vecchio. Przedzierając się przez tłum turystów, docieramy do mostu, który wydaje się uginać od ilości przechodniów i sklepów z biżuterią.
Nie robi to wrażenia historycznego miejsca, raczej kramu dla turystów. Nie przepadam za takimi klimatami, więc pstrykam kilka fotek i idziemy dalej. Znów zanurzamy się w uliczki starego miasta (a zwłaszcza ich zacienione strony 😉 ) i niespiesznym krokiem kierujemy się na Piazza del Duomo. Dzisiaj niezależnie od długości kolejki wchodzimy pod kopułę katedry. Na szczęście w „ogonku” dla posiadaczy Firenzecard stoi jedynie kilka osób. Wchodzimy. Na początek schody, potem znów schody i dalej wciąż schody … trochę przesadzam – aż tak źle nie było. Jeżeli moja 6-latka dała radę, to każdy da radę! Docieramy do podstawy kopuły. Tutaj umiejscowiony jest wąski balkon, z którego można podziwiać freski wymalowane na sklepieniu (Sąd Ostateczny), a także kawałek wnętrza katedry. Na całej swojej długości balkon jest zabezpieczony dwumetrową ścianką z plexi, co niestety utrudnia oglądanie. Szkoda też, że nie da się obejść całej kopuły dookoła. A co do samych fresków – tak jak w życiu – najciekawsze są grzechy główne i piekło 😉 W oczy rzucają się też otwory konstrukcyjne oraz kilka solidnych pęknięć.
Przyglądamy się jeszcze trochę wnętrzu katedry (przede wszystkim myśląc, czy warto odstać swoje w kolejce, żeby wejść od środka) i wracamy na schody. Wejście na górę, na taras widokowy, kompletnie zapchane. Jako że już wcześniej mieliśmy wątpliwości, czy widok Florencji bez kopuły katedry ma sens (tak jak widok Paryża bez wieży Eiflla), schodzimy na dół. To jest ta trudniejsza część trasy – jest wąsko, trzeba omijać wchodzących i uważać, żeby się nie wy… Na dole mamy jeszcze możliwość spojrzenia na wnętrze katedry – typowe gotyckie wnętrze, jakich widzieliśmy już wiele … porozumiewawcze spojrzenie … ten punkt sobie odpuszczamy.
Wracamy na plac. Jeszcze kilka ujęć w popołudniowych kolorach i … już prawie 19.00. Wycieczka po schodach na zakończenie dnia dała nam solidnie w kość, a do parkingu mamy jeszcze 2 km 😦 Aparat wędruje do torby, kilka łyków wody i wracamy. Idziemy tą samą trasą, którą przyszliśmy, ale rzadko podnosimy głowy do góry. Karola jęczy, że ją bolą nogi 😦 To były bardzo długie dwa kilometry. Autko na szczęście stało w cieniu, więc od razu wsiadamy i chwilę po 20:00 jesteśmy w hotelu.
Powtarzamy ceremoniał z dnia poprzedniego – butelka Corony na dzień dobry (a raczej dobry wieczór), kolacja w pokoju, zgranie zdjęć i filmików na laptopa, omówienie planów na jutro i spać.
Podsumowanie dnia
Panorama Florencji z Piazzale Michelangelo przebija wszystko. Kolejne punkty programu nie zrobiły na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia, ale cieszę się, że je zobaczyłem.
Dzień w zamyśle miał być nieco lżejszy (później wyruszyliśmy), ale wyszło znów 7 godzin zwiedzania. Podziwiam moją córę, że daje radę !
Dobrze, że zdecydowałem się wziąć dzisiaj samochód.