Plan
→ Hotel Emirates Palace
→ Yas Marina
W końcu rozpoczynamy zwiedzanie perełek Abu Dhabi !
Dzisiaj Emirates Palace 🙂
Na początek jednak trzeba było obudzić Karolę . Niestety nasza córa wciąż funkcjonowała według czasu polskiego i o 8:30 rano nijak nie chciała współpracować (za to wczoraj o 23:00 jak najbardziej).
Patrząc w jakim jest stanie, zrobiliśmy coś, czego nigdy wcześniej nie praktykowaliśmy – pozwoliliśmy jej nie iść z nami na śniadanie. Całkiem niespodziewanie okazało się to dobrym posunięciem – nam posiłek poszedł wyjątkowo sprawienie, córa pospała pół godziny dłużnej, a kiedy my się szykowaliśmy, ona wciągnęła bułę z nutellą (hotel to jedyne miejsce, w którym ma szansę na taką dietę 😉 ) i chwilę po 10:00 byliśmy już gotowi do wyruszenia.
Wielki świecie oto nadchodzimy ! 😉
Przyznam, że przed przyjazdem sporo naczytałem się o restrykcyjnym podejściu do dress code’u w tym hotelu i jak to ochroniarze nie wpuszczają turystów z powodu niewłaściwego ubioru. Nie chcieliśmy obejść się smakiem (zwłaszcza w kontekście cappuccino z płatkami złota … ale o tym późnej) i postawiliśmy na strój „wzbudzający zaufanie”.
Rozmowa z ochroniarzem przed bramą wjazdową wyglądała mniej więcej tak:
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Jedziemy do restauracji.
– Proszę.
I to by było na tyle. A ja się głupi stresowałem 🙂
Odstawiliśmy auto na parking (niestety goście hotelowi mają osobny parking, więc nie było żadnych super bolidów do podziwiania 😦 ) i ruszyliśmy zobaczyć ten najbardziej luksusowy hotel świata.
Zdecydowanie największe wrażenie robi główne wejście – majestatyczne schody, fontanny, cała budowla w kolorystyce złoto-beżowej. Rzeczywiście pałac. Oczywiście w tej części gości hotelowych nie uświadczysz – sami turyści.
A gdy już jesteś u szczytu schodów, to warto się obejrzeć – nie tylko po to, aby podziwiać rozległy dziedziniec, ale przede wszystkim dla górujących na hotelem Etihad Towers – zespół pięciu drapaczy chmur, z których najwyższy ma 305 metrów. Naprawdę tworzy to niesamowity kontrast.
Wchodzimy do środka. Tutaj tonacja beżowa już znika – wszystko jest złote. Może i kicz, może przesada, ale jeżeli celem miało być „na bogato”, to im się udało. Poza tym to jednak przede wszystkim hotel – duży hall, kilka restauracji, kawiarnie, sklepiki. Krótki spacer po wnętrzach, rzut okiem na hotelową marinę …
i czas na tutejszy crème de la crème, czyli jedyne w swoim rodzaju cappuccino z płatkami złota. Za rzeczy wyjątkowe trzeba wyjątkowo zapłacić – jedna filiżanka 60 dirhamów …
W tych pięknych okolicznościach przyrody omówiliśmy plan na resztę dnia. Jedziemy do Yas Marina, a potem wracamy do Emirates Palace, aby zobaczyć, jak prezentuje się w nocnych barwach (o ile nas wpuszczą).
Jeszcze fotka Etihad Towers i do samochodu.
Patrząc na nawigację, po raz pierwszy odczułem, jak rozległe są tutejsze metropolie – do Yas Island miałem 40 km. Postanowiliśmy zobaczyć, jak wygląda autostrada poprowadzona przez pustynię (a może bardziej nadmorskie wydmy) i wybraliśmy trasę przez Saadiyat Island. Przyznam, że wolę jednak nasze przydrożne drzewa – naokoło samo pustkowie, urozmaicane jedynie liniami wysokiego napięcia. Po nieco ponad pół godzinie jazdy podjechaliśmy na parking przy marinie. Przyznam, że za bardzo nie wiedziałem, czego mogę się po tym miejscu spodziewać – nie udało mi znaleźć żadnych fotek ani filmików ukazujących Yas Marina poza weekendem wyścigowym Formuły 1. Już dość pustawy parking kazał sądzić, że tłumów nie ma. I rzeczywiście trochę ludzi w restauracjach i praktycznie żadnych spacerowiczów.
W naszych planach było podziwianie jachtów, zajrzenie na tor Formuły 1 oraz przejście pod słynnym łącznikiem hotelu Yas Viceroy znajdującym się bezpośrednio nad torem. Etap podziwiania jachtów musieliśmy przełożyć na inny termin – zdecydowana większość chyba gdzieś wypłynęła. Ruszyliśmy zatem na spacer wzdłuż toru (po tej mniej emocjonującej stronie ogrodzenia 😦 ).
Po kilkunastu minutach na torze zaczęli pojawiać się pojedynczy rowerzyści (tudzież małe grupki). Jako że zaraz po wejściu na teren mariny widzieliśmy sporą grupę pływaków, szybko skonstatowaliśmy, iż właśnie trwają zawody triatlonowe. Zapewne z tego też powodu pootwierane były furtki w ogrodzeniu toru. W większości obstawione przez sędziów/wolontariuszy, ale akurat wejścia tuż przy hotelu nikt nie pilnował. Stwierdziliśmy, że skoro nadarza się taka okazja … 🙂
Z uwagi na przejeżdżających co rusz zawodników nie odważyłem się wejść na tor. Sam hotel nie jest może jakąś niesamowitą konstrukcją, ale za to przykrywająca go kopuła oraz łącznik, pod którym przebiega tor wyścigowy, robią niesamowite wrażenie. A już w pełnym oświetleniu, w trakcie wyścigu F1 … może kiedyś …
A teraz czas już wracać do centrum, czyli Emirates Palace by night. Do zachodu słońca jeszcze trochę czasu zostało, więc najpierw obiad. Już wcześniej upatrzyłem sobie restaurację włoską (znaczy pizzerię 🙂 ) Andiamo znajdującą się na małym osiedlu tuż za tunelem Yas. Niepozorne blokowisko, ale było warto – wystrój przyjemny, obsługa błyskawiczna, ceny rozsądne (po uwzględnieniu rabatu z Entertainera 🙂 ), i co najważniejsze – wszystko smakowało tak jak trzeba.
Jako że rezerwa paliwa świeciła coraz mocniej, to konieczny stał się jeszcze postój na stacji paliw. Podczas dotychczasowych przejażdżek przez miasto stacje pojawiały się co chwila, ale jak to zwykle bywa, gdy były potrzebne, to rozpłynęły się we mgle 😉 Prawie dojechałem do Corinche Road i nic. Musiałem wspomóc się nawigacją, która nakazała cofnąć się o kilka kilometrów. Ruch na stacji dość spory – 10 dystrybutorów i do każdego kolejka 2-3 aut. Dostępna jedynie benzyna (przynajmniej ja nie widziałem diesla), cena poniżej 2 dirhamów za litr 🙂 Na tankowanie samodzielne nie ma szans – ledwo podjedziesz, już atakuje cię pan z obsługi. Zgodnie z przyzwyczajeniem, udałem się do środka, aby zapłacić za paliwo, ale poza stoiskiem spożywczym niczego nie znalazłem. Gdy tylko spojrzałem w stronę auta i zobaczyłem wyczekującą minę chłopaka z obsługi, zrozumiałem, że płatności dokonuje się u niego. Co kraj to obyczaj.
Dochodziła 18:00, więc szybki kurs na Emirates Palace.
Gdy podjechaliśmy pod bramę, w kolejce przed nami stały dwa auta. Przy pierwszym był już ochroniarz i ostro dyskutował z kierowcą. Potem wymownie pokręcił głową i nakazał mu odjechać. Podjechało drugie auto i scenariusz identyczny. Gdy czytałem o tym hotelu, często wspominane było, żeby w piątki po południu raczej się tam nie wybierać, bo sporo imprez zamkniętych i w ogóle w ten dzień za bardzo turystów tu nie lubią. Podjeżdżając pod wjazd oswajałem już moje dziewczyny, że „Emirates Palace by night” to może jutro, ale cóż… spróbujmy.
– Dobry wieczór.
– Dobry wieczór. Jedziemy do restauracji.
– Proszę.
I to by było na tyle. A ja się głupi stresowałem 🙂
Co tu dużo mówić – tak jak zdecydowana większość ciekawych miejsc w Emiratach (także tych, które dopiero przed nami) hotel Emirates Palace jest przepiękny w dzień, ale naprawdę imponujący jest w nocy 🙂
Niebo było już mocno granatowe, więc aparat poszedł w ruch.
I jeszcze Etihad Towers
Jako że sesja zajęła nam niewiele ponad pół godziny, to po wyjeździe z hotelu skręciliśmy jeszcze w kierunku Pałacu Prezydenckiego (położonego tuż obok). Niestety mur okalający rezydencję był „właściwej” wysokości i nic więcej nie udało się nam obejrzeć. Okazało się natomiast, iż fontanna stojąca na środku ronda, tuż przy pierwszej bramie wjazdowej do Pałacu jest naprawdę ciekawa.
Do hotelu dotarliśmy po 20:00, ale ciepły wieczór zaciągnął nas jeszcze na basen hotelowy 🙂 Nasza Karola w końcu była w swoim żywiole …
Podsumowanie dnia
Hotel Emirates Palace z jego „złotym” cappuccino jest niesamowity. Może trochę zbyt złoty, kiczowaty, ale jako atrakcja turystyczna zdecydowanie mi się podobał.
Odnośnie Yas Marina to mam bardzo mieszane uczucia i myślę, że poza weekendem wyścigowym F1 warto tu wpaść jedynie dla architektury hotelu.
Generalnie cały dzień bardzo udany – przyznam, że czy to jeżdżąc samochodem, czy też spacerując, zacząłem zapominać, że jestem poza Europą.